wtorek, 25 marca 2014

Rozdział 5

Clarisa's POV

Dzisiejszy poranek był zadziwiająco piękny. Słońce grzało za oknem dokładnie tak samo jak wczoraj. Z samego rana dostałam telefon od mamy, która zaprosiła mnie dziś do siebie na obiad, zgodziłam się bo czemu by nie? Nie przypominałam sobie jakoś, żebym miała coś zaplanowanego na ten dzień.
Po wykonaniu codziennych, porannych czynności miałam wolne. Nie wiedząc co ze sobą zrobić postanowiłam pójść do mamy wcześniej. Nałożyłam na swoje stopy conversy ze względu na tą niezwykle piękną pogodę. Nie ubierałam płaszcza i żadnych czapek bo w taki dzień jak ten byłoby to co najmniej dziwne. Chwyciłam klucze i niewielką torebkę. Wyszłam z domu zamykając za sobą drzwi. Kiedyś tego nie zrobiłam co dało mi nauczkę, ponieważ okradziono mnie z laptopa, telefonu i innych drogocennych rzeczy. Na szczęście wszędzie miałam blokady i nikt mi się nie włamał do systemu. Pewnie złodziejem był niedoświadczony haker.., ale tym lepiej dla mnie.
Ciepły wiaterek rozwiał lekko moje włosy do tyłu co z innej perspektywy wyglądałoby zjawiskowo. Z przyklejonym i szczerym uśmiechem ruszyłam pewnym krokiem w kierunku przystanka autobusowego. W drodze widziałam jak autobus nadjeżdża wiec zaliczyłam bardzo szybki sprint. Wykończyło mnie to chociaż często ćwiczę. Z przyspieszonym oddechem opadłam na jedno z wolnych miejsc. Wpatrywałam się za okno, gdzie dzieci bawiły się na boiskach, starsi ludzie czytali gazety na ganku, a niektórzy też wyprowadzali swoje psiaki. Uwielbiałam zwierzęta, kiedyś miałam własnego psa, lecz niestety zdechł ze starości. Był rasy Golden Retriever, dodatkowo to moja ulubiona rasa. Są naprawdę śliczne, a oprócz tego posłuszne.
Przez to zamyślanie nawet nie wiem kiedy usnęłam. Zorientowałam się dopiero wtedy, gdy ktoś mną potrząsnął. Spojrzałam na tą osobę, był to kontroler biletów. Wyciągnęłam swój bilet i przekazałam mu go. Był ważny więc nie miałam jakiś problemów, skinął tylko głową i oddał mi ten ważny w komunikacji miejskiej świstek papieru.

***
Będąc na miejscu zapukałam do drzwi jak na porządnego człowieka przystało. Kiedy nikt mi nie otwierał, spróbowałam innej taktyki. Zadzwoniłam na domofon, a to wiązało się z cofnięciem się do furtki.
- Słucham? - w głośniku domofonu rozległ się głos mojej matki
- Cześć mamo to ja Clarisa! - powiedziałam donośnym głosem, co brzmiało prawie jak krzyk
Nie dostałam odpowiedzi, ale otworzyła drzwi stając w progu z rozłożonymi rękoma i szerokim uśmiechem. Podeszłam do niej szybkim krokiem i wtuliłam się w nią. Czułam jej wspaniałe perfumy. Naprawdę ładnie pachniały.
- Wchodź - odsunęła się ode mnie pozwalając wejść do mojego rodzinnego domu, w którym się wychowywałam. Wiele mam tu wspomnień. Jako pierwszy przywitały mnie 2 koty należące do mamy i taty. Jeden był czarno biały, a drugi cały biały. Ocierały się razem o moje nogi, co było bardzo fajnym i śmiesznym widokiem. Pogłaskałam je na co wydały z siebie pomruki. - No, zostawcie już Clarcię - pogoniła je moja rodzicielka. Tego zdrobnienia używała zawsze tylko ona. Nie podobało mi się zbytnio, dlatego gdy je usłyszałam jęknęłam niezadowolona.
- Momo! Nie nazywaj mnie tak, nie lubię tego zdrobnienia
- Nie przesadzaj - przewróciła oczami - mi się ono podoba - powtórzyłam tą samą czynność co ona dosłownie przed chwilą. Zirytowana poszłam do salonu i opadłam na kanapę. Mama poszła do kuchni, gdzie gotowała obiad mimo tak wczesnej pory. Na zegarze widniała równo godzina 12. Zastanawiało mnie gdzie jest tata. Zawsze siedział przed TV w domu o tej porze.
- Gdzie jest tata?! - krzyknęłam z salonu, tak aby kobieta mogła usłyszeć
- Poszedł z przyjacielem kupić nowy aparat. - odkrzyknęła
Nie wzruszyło mnie to, że ojciec polazł kupić nowe urządzenie. Lubił dobre aparaty, więc zawsze gdy pojawiały się nowe on musiał koniecznie je mieć. Siedziałam przed włączonym telewizorem ustawionym na jakimś nieciekawym filmie. Moje znudzenie przerwał ktoś z kim zawsze się wygłupiałam. Mój brat starszy ode mnie o rok.
- Siema marudo! - powiedział radośnie siadając obok mnie. Tą ksywkę wybrał mi przez to, ze od zawsze coś mi się nie podobało i marudziłam. Tą nazwę uważałam za taki żarcik, więc nie robiła mi jakiejkolwiek różnicy. - Co u ciebie? Dawno cię nie widziałem.
- Cześć, u mnie wszystko w porządku - wzruszyłam ramionami jakby moja odpowiedź była oczywista
- Masz jakiegoś chłopaka w końcu? - spytał poruszajac zabawnie brwiami, klepnęłam go w ramię, na co oboje się zaśmialiśmy.
- Nie mam - powiedziałam rozbawiona
- Oj..a jest ktoś kto Ci się podoba? - spytał nagle. Czy jest ktoś taki? Sama nie wiem...Harry! - krzyknęła moja podświadomość. Harry mi się podoba? Cóż...jest zabawny, ma piękne zielone oczy, wspaniałe włosy, które za każdym razem gdy go widzę są ułożone w artystyczny nieład. Po tym chyba jednak przyznam sie do tego, że Styles podoba mi się. Nagle mnie olśniło. Kurwa! Przecież on mnie dzisiaj zaprosił w jakieś tajemnicze miejsce! Jak ja mogłam o tym zapomnieć!? Moje oczy powiększyły swoje rozmiary, podniosłam się błyskawicznie z kanapy. Brat patrzał na mnie zdezorientowany. Postanowiłam, że mu to wytłumaczę.
- Jeden chłopak wczoraj zaprosił mnie na wyjście dzisiaj w jakieś tajemnicze miejsce...Kompletnie o tym zapomniałam więc muszę już wracać do domu, ponieważ nie podał mi godziny! Może być pod moim domem w każdej chwili! - powiedziałam na jednym wdechu i to dość szybko. Prawie plątałam się we własnych słowach. Moja mama widocznie to usłyszała bo zaraz przyszła na korytarz wpatrując się we mnie.
- Idziesz już? - a jednak nie słyszała...
- Tak, umówiłam się z przyjacielem i zapomniałam o tym... - odpowiedziałam stojąc już pod drzwiami. Rodzicielka podeszła do mnie i przytuliła na pożegnanie.
- Szkoda, ze nei będziesz z nami na obiedzie i że byłaś tutaj tak krótko - westchnęła pocierając moje plecy swoją dłonią. Posłałam jej ciepły uśmiech.
- Spokojnie, jest jeszcze wiele dni do wykorzystania na spotkanie się
- Dobrze, to się zdzwonimy, a teraz lepiej leć do swojego chłopaka - uśmiechnęła się szeroko odsuwając się ode mnie.
- Przyjaciela - poprawiłam ją. Ona zachichotała i nic więcej już nie powiedziała, za to do pomieszczenia wpadł mój brat gotowy do wyjścia? Uniosłam pytająco brwi w jego stronę, nie wiedząc gdzie się uszykował.
- Odwiozę cię - pokazał kluczyki od samochodu. To chyba moje wybawienie!
- Jeju dzięki Will - uśmiechnęłam się do niego. Dzisiaj już mnie policzki bolą od tego śmiania się co chwilę.
- Nie ma sprawy, chodź bo twój chłopak będzie się niecierpliwił - on serio uwielbia się ze mną droczyć i mnie wkurzać...Chciałam coś mu odpowiedzieć na to ale się powstrzymałam, wolę nie przeklinać przy mojej mamie. Pocałowałam rodzicielkę w policzek i wyszłam razem z bratem. Już po chwili siedziałam na miejscu dla pasażera, włączyliśmy się do ruchu. Mam nadzieję, ze podróż długa nie będzie, bo muszę mieć czas na uszykowanie się i zjedzenie obiadu...

***

Podróż na szczęście trwała ok. 12 minut. Przed moim domem nie stało jeszcze żadne auto wiec odetchnęłam z ulgą. Gdy pożegnałam się z bratem, który na koniec życzył mi udanej randki, co mnie dodatkowo wnerwiło, pobiegłam szybko do domu, a następnie do sypialni. Otworzyłam szafę i chwilę przy niej stałam myśląc nad ubiorem. Nie wiem gdzie idę z Harry'm, ponieważ nie powiedział mi tego, wiem tyle, że będzie to tajemnicze miejsce...Na pewno dużo mi to daje...praktycznie nic.
W końcu wybrałam jakieś rzeczy. Był to w letni komplet. W sam raz na dzisiejszą pogodę. Po zrobieniu lekkiego makijażu, zeszłam do kuchni w celu przygotowania dla siebie obiadu. Wyciągnęłam potrzebne mi produkty. Już po chwili przygotowywałam naleśniki, zmieszałam wszystkie produkty w misce, następnie wylałam je na patelnie. Zrobiłam tak 3 naleśniki. Byłam naprawdę głodna, ponieważ od rana nic nie jadłam. Pomimo tego, że miały one same w sobie cukier, to dodatkowo posypałam nim na wierchu naleśników. Zawsze tak robiłam, były przez to smaczniejsze. Chwyciłam widelec i nóż i zaczęłam jeść.

Po najedzeniu się odstawiłam brudny talerz do zmywarki, ponieważ nie widziałam sensu mycia jednego naczynia. Kiedy się do niej nachylałam usłyszałam dzwonek do drzwi. Odskoczyłam przez co uderzyłam się głową w szafkę. Schowałam naczynie do celu. Pomasowałam czubek głowy, gdyż trochę pulsował od bólu. Wzięłam głęboki wdech i wydech, następnie pewnym krokiem podeszłam pod drzwi wejściowe. Próbowałam się uspokoić, ale stres nade mną panował. Otworzyłam je, a w nich stał zakapturzony chłopak z okularami przeciwsłonecznymi. Uniosłam jedną brew nie wiedząc kto to jest, ale gdy ściągnął okulary pokazując swoje czysto zielone oczy, uśmiechnął się ukazując dołeczki. Ten uśmiech rozpoznałabym wszędzie. Harry. Odwzajemniłam uśmiech. Zlustrowałam jego ciało od góry do dołu. Był ubrany na luzie, czyli dobrze, ze nie ubrałam czegoś eleganckiego. Przynajmniej nie wyjdę na idiotkę.
- Cześć - odezwał się w końcu
- Hej - odpowiedziałam
- Gotowa?
Skinęłam w odpowiedzi głową, kiedy się uśmiech moje nogi były dosłownie jak z waty, a serce nie wiedząc czemu biło szybciej. Wystawił w moją stronę rękę, którą natychmiast ujęłam swoją. Chwyciłam szybko małą torebkę i zamknęłam drzwi. Gdy splątał nasze palce razem przebiegł mnie miły prąd, a w dole kręgosłupa
pojawiły się przyjemne dreszcze. Nie wiem dlaczego tak zareagowałam. Doprowadził mnie pod drzwi eleganckiego samochodu i jak się można domyślić bardzo drogiego. Otworzył mi od niego drzwi jak prawdziwy dżentelmen, swoją ręką pomógł mi wsiąść. Szybko okrążył auto siadając za kierownicą. Przekręcił kluczyk w stacyjce, a samochód od razu wydał z siebie dźwięk odpalonego silnika. Ruszyliśmy w drogę. Wpatrywałam się na mijające krajobrazy za oknem. Czułam na sobie czyiś wzrok, który prawdopodobnie należał do Hazzy. Uśmiechnęłam się pod nosem, był to ruch niekontrolowany. Zastanawiałam się gdzie on mnie zabiera. To pytanie prześladuje mnie cały czas. Muszę wiedzieć. Po prostu muszę!
- Gdzie jedziemy? - spytałam z nadzieją odwracając głowę w jego stronę.
- Zobaczysz - a jednak nie powie, westchnęłam zrezygnowana, swój wzrok wbiłam na drogę przed sobą.
Po chwili zorientowałam się, że jedziemy przez las. Lekko się zdenerwowałam, bo nie wiedziałam gdzie jedziemy. Oby nie okazał się jakimś gwałcicielem...

Samochód zatrzymał się przy pięknej, leśnej, wolnej przestrzeni. Zauważyłam, że na środku leży koc a na nim kosz + kilka świec. Cóż...przyznam, że wyglądało to romantycznie. Zastanawia mnie jedno...poco to wszystko skoro jesteśmy przyjaciółmi. Takie coś robi się na randkach...Usłyszałam chrząknięcie dochodzące z mojego boku. Spojrzałam w tamtą stronę, przy otwartych drzwiach stał już uśmiechnięty loczek. Miał już ściągnięty kaptur. Wysiadłam z pojazdu za pomocą jego dłoni. Zamknął auto. Pociągnął mnie w stronę koca, usiedliśmy na nim po turecku. W okół nas było kilka zapalonych świec dzięki czemu było jeszcze cieplej. Brunet przeszywał mnie wzrokiem co trochę mnie onieśmielało. Lekko się zarumieniłam.
- Podoba się? - spytał bo dłuższej ciszy
- Tak i to nawet bardzo! Tu jest ro... - urwałam, ponieważ w ostatniej chwili uświadomiłam sobie, co zamierzałam powiedzieć. Stchórzyłam.
- Tu jest jak? Dokończ - spojrzałam na jego oczy, rozpływałam się. W jego oczach było coś wyjątkowego, coś co odbierało mi dech w piersi. Przełknęłam ślinę zestresowana. Powiedzieć, czy nie powiedzieć? Dlaczego to musi być tak cholernie trudne!? Jęknęłam w duchu.
- Jest um...romantycznie - powiedziałam w końcu lecz strasznie cicho. Spuściłam głowę, czułam jak moje policzki palą się od gorąca, które na nie wtargnęło. Nagle poczułam jak unosi moją głowę do góry chwytając podbródek.
- Tak miało być - powiedział cicho - wyglądasz słodko z tymi rumieńcami - zachichotał, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam i jeszcze mocniej zarumieniłam, co oznaczało, że w tej chwili na pewno wyglądam jak dorodny burak. - Coś do jedzenia? - spytał stawiając koszyk piknikowy między nami.
- Mhm - wydusiłam tylko tyle ile na daną chwilę było mnie stać.
Chłopak wyciągnął dwa talerze i umieścił na każdym po 2 kanapki, wyglądały smacznie. Powiedziałam ciche "dziękuję", gdy podał mi talerz. To było na prawdę pyszne, już po jednym ugryzieniu zasmakowało mi. Moje próbki smakowe szalały. Została mi jeszcze jedna kanapka.
- Cóż...przyprowadziłem cię tu z dwóch powodów - ciszę podczas naszej uczty przerwał Harry, byłam ciekawa z jakich to powodów mnie tu przyprowadził, więc odstawiłam na moment talerz z ostatnią kanapką i wróciłam wzrokiem na niego. Skinęłam głową aby mówił dalej.
- Pierwszy jest oczywisty, musiałem wybrać miejsce gdzie nie będzie paparazzi. - zaczął - A drugi jest już dotyczący ciebie - intensywnie wpatrywał się we mnie - Chcę ci coś wyznać...
Moje serce zaczęło wariować, gdy w głowie zaczęłam przetwarzać miliony scenariuszy, które kryły się za jego słowami.

--------------------------------------
Tam tara tam! Tak jak pisałam w komentarzu pod 4 rozdziałem, że dziś lub wczoraj będzie next tak też zrobiłam wybierając dzisiejszy dzień :>
Cóż...jak zwykle ocenę rozdziału pozostawiam wam...
Jak myślicie co Harry chce wyznać Clarisie? :)
Next pojawi się najpóźniej za tydzień ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz